Jakiś czas temu w moje ręce trafiła stara półka, która jak podejrzewam niegdyś pełniła rolę kwietnika. Była niestety w dość przykrym stanie- brudna i odrapana, jej kolor był buro-brązowy a w dodatku posiadała widoczne pęknięcie. Miała jednak w moich oczach jedną najważniejszą zaletę-była zrobiona z drewna, co dawało nadzieję na jej skuteczne odczyszczenie i sklejenie.

Byłam również w posiadaniu innego ciekawego (myślę, że najciekawszego z tej dwójki!) starego przedmiotu, mianowicie oprawki na żarówkę. Podobno wspomniana liczy sobie ponad 60 lat- po prostu uwielbiam takie stare przedmioty z historią, od razu mnie zauroczyła! Ma cudowne retro pokrętło i jest zrobiona z metalu, pierwotnie w kolorze srebrnym.

Postanowiłam połączyć te dwie zdobycze i stworzyć z nich lampkę i półkę-kwietnik w jednym. I póki co to mój najbardziej udany projekt-hybryda. Uwielbiam moment kiedy wieczorem przed snem ją zapalam. To, że to mój projekt (no, z drobną pomocą przy kablach ;)) i fakt, że tworzą ją stare przedmioty z duszą- to wszystko sprawia, że wciąż nie przestaje mnie cieszyć 😉

Ale zaraz, jak to się stało, że wygląda teraz tak jak wygląda? Już mówię!

Tak prezentowała się półka przed wyczyszczeniem. No cóż, mało apetycznie, prawda?

Pietwszy etap to sklejenie pękniętej podstawy półki. W tym celu rozkręciłam półke na dwa kawałki i temu pękniętemu biedactwu zaplikowałam solidną dawkę kleju do drewna. Następnie klejona część spędziła kilka godzin ściśnięta imadłem (schła tyle czasu, ile zalecał producent kleju).

Czas na odczyszczenie drewna! Ja użyłam w tym celu szlifierki, a na koniec wygładziłam drewno ręcznie, bardzo drobnym papierem ściernym. Uwielbiam ten moment, kiedy zaniedbane, stare drewno przemienia się w idealnie czyste, jaśniutkie cudeńko. Nawet przez chwilę miałam myśl zostawienia półki w tej formie i nie kalania jej farbą, ale chciałam aby półka optycznie stapiała się ze ścianą. Po prostu tam gdzie planowałam ją powiesić na ścianie dzieje się tyle, że kolejna tekstura nie byłaby tam już pożądana 😉

Domyślacie się więc już co było dalej- farba akrylowa w dłoń i malujemy. Ale żeby nie było za pięknie, co to to nie, okazało się, że farba którą użyłam była zupełnie różna od tej na ścianie. Wyobraźcie sobie moją minę kiedy przyłożyłam półkę do mojej śnieżno białej ściany a półka nagle okazała się… kremowa. Noszm cholera, wybrałam zbyt ciepły odcień bieli! Już planowałam podróż do sklepu po puszkę podobnej odcieniem białej akryli, jednak wybrnęłam z tego w inny sposób- pomalowałam półkę po raz trzeci, tym razem resztką farby, której użyłam do malowania… ścian. Tak, tej samej. Ostatecznie obyło się bez kupowania nowej puszki, w dodatku teraz odcienie są identyczne, a półka jeszcze lepiej wtapia się w ścianę, juhu!

Stara oprawka zyskała kabel i wtyczkę do kontaktu (po przewleczeniu przez półkę). Tutaj miałam pomoc elektryka- sama nie mam wiedzy z tego zakresu i boję się sama kombinować tam gdzie będzie prąd- jeśli wy również- gorąco polecam takie i instalacje zlecić fachowcowi. W kolejnym etapie oprawka została przemalowana na czarno, ponieważ po wyczyszczeniu oprawki korozja zostawiła na niej mało estetyczne plamy. Nie takie vintage czy efekt shabby- po prostu brzydkie 🙁

W półce trzeba było przewiercić 4 dziury widoczne na obrazku i przeciągnąć przez nie kabel. Chciałam, żeby kabel przechodził przez nóżkę półki, zamiast przez nią, ale niestety groziło to pęknięciem drewna, bo deska była dość cienka a kabel gruby, jest on więc przesunięty przed nóżkę.

Jak pisałam na początku, zamiast standardowego włączania przyciskiem na tzw. klik tą lampkę zapalam przekręcając to malutkie pokrętło. Takie przekręcanie klucza w wersji oświetleniowej- jest w tym coś magicznego 😉 Uwielbiam ten charakterystyczny dźwięk jaki wydaje z siebie przy przełączaniu.

Tak prezentuje się cały komplet- półko-lampka i doniczka z pnączem, której stworzenie opisywałam w poprzednim poście, o TU.